Z danych z Sejmu wynika, że szef rządu brał udział zaledwie w 47,30 proc. głosowań (konkretnie w 816 z 1725).
Ktoś mógłby próbować tłumaczyć Tuska, że przecież pełni on funkcję szefa rządu i stąd zapewne brakuje mu czasu na regularne uczestniczenie w obradach parlamentarnych. Jednak argument ten upada, gdy analizujemy sejmową aktywność poprzedniego prezesa rady ministrów - Mateusza Morawieckiego.
Polityk Prawa i Sprawiedliwości sprawując funkcję premiera w poprzedniej kadencji, był obecny na 89,36 proc. głosowań (konkretnie 8280 z 9266).

Różnica jest ogromna i aż prosi się o pytanie: czy Donald Tusk nie traktuje Sejmu jak szkolnej sali w Dniu Wagarowicza?
Czy ta „nieobecność” to efekt zapracowania, czy może niechęci do uczestnictwa w procesie legislacyjnym? Przypomnijmy, że do sieci wyciekło nagranie z ostatniej kampanii wyborczej, w którym Tusk tuż przed rozpoczęciem wywiadu z dziennikarką TVN z wyraźnym obrzydzeniem narzeka, że będzie znów musiał "siedzieć tam, na tej Wiejskiej".
Jedno jest pewne – gdyby przyznawano świadectwa za frekwencję w głosowaniach, premier Tusk raczej nie otrzymałby „czerwonego paska”.
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Wagarowicza, Panie Premierze!
źr. wPolsce24