Pouczał Polaków o praworządności, a sam usłyszał zarzuty. Były komisarz UE podejrzany o pranie pieniędzy

Według portalu Follow the Money, belgijska prokuratura postawiła Reyndersowi zarzuty po przesłuchaniu, które odbyło się w połowie października. Śledczy uznali, że istnieją „poważne przesłanki” wskazujące na jego winę.
Polityk miał wyprać ok. 700 tys. euro za pośrednictwem prywatnego konta bankowego, a kolejne 200 tys. euro ukryć poprzez zakup losów na loterię. Zyski z losów trafiały następnie na jego elektroniczne konto loteryjne, a stamtąd — ponownie na konto osobiste.
Śledztwo trwa od ponad roku i obejmuje również kontrolę banku ING Belgium, który – zdaniem śledczych – nie dopełnił obowiązku monitorowania podejrzanych transakcji.
W grudniu 2024 r. w domu Reyndersa przeprowadzono przeszukanie, zaledwie kilka dni po tym, jak zakończył kadencję komisarza UE ds. sprawiedliwości. Sam polityk twierdzi, że pieniądze pochodziły ze „sprzedaży dzieł sztuki i antyków”.
Ten, który pouczał Polskę
Warto przypomnieć, że to właśnie Didier Reynders był jednym z najbardziej krytycznych wobec Polski przedstawicieli Komisji Europejskiej. W czasie swojej kadencji wielokrotnie zarzucał rządowi Zjednoczonej Prawicy „łamianie zasad praworządności” i „atak na niezależność sądów”.
„Sytuacja w Polsce nie jest już kwestią pojedynczych naruszeń, lecz systemowego problemu z praworządnością” – mówił w 2020 roku, komentując reformę sądownictwa wprowadzoną przez rząd PiS.
Kiedy Komisja Europejska uruchamiała wobec Warszawy procedurę z art. 7, Reynders należał do jej głównych orędowników, przekonując, że „legitymacja polskiego wymiaru sprawiedliwości jest poważnie podważona i nie może być już gwarantowana”.
W styczniu 2024 r., tuż po zmianie władzy w Polsce, były komisarz wyraził publicznie zadowolenie, mówiąc, że „nowy rząd jest zdeterminowany, by przywrócić praworządność w Polsce” i że „Bruksela patrzy na te zmiany z nadzieją”.
Ironia losu
Dziś, gdy belgijska prokuratura prowadzi wobec niego śledztwo o pranie pieniędzy, wielu komentatorów przypomina jego moralizatorski ton wobec innych krajów Unii. Reynders, który przez lata uchodził w Brukseli za „strażnika praworządności”, sam znalazł się po drugiej stronie — jako podejrzany o poważne przestępstwa finansowe.
Jak zauważają komentatorzy, to kolejny przypadek podwójnych standardów, które coraz częściej zarzuca się unijnym elitom: rygorystycznie oceniającym inne państwa, ale nie bardzo posiadającym mandat do takie działania, nie tylko prawny, ale także moralny.
źr. wPolsce24 za ftm.eu










