Fatalne wiadomości dla młodych Polaków. Tusk zniszczył rynek i coraz trudniej o pracę

Premier Donald Tusk to taka wróżka z Kopciuszka à rebours - czego nie dotknie, to popsuje. Lata 2015-2023, kiedy trzymał się z dala od polskiej polityki, był dla naszego kraju okresem dobrobytu. I to mimo poważnych kryzysów, które spadły na nas z zewnątrz: pandemii koronawirusa, inwazji Rosji na Ukrainę i fali migrantów, która próbowała wtargnąć do naszego państwa.
Rosły wskaźniki PKB, ściągalność podatków, zamożność Polaków, realizowane były nowe ważne inwestycje, a spadały wysokość płaconych podatków, bezrobocie i deficyt finansów publicznych. Do tego rządy Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego wprowadziły sprawiedliwe programy społeczne, które poprawiły jakość życia milionów naszych rodaków, rozwijały obronność, podnosiły rolę Polski na arenie międzynarodowej, a kiedy trzeba było interweniować, nie wahały się wesprzeć obywateli za pomocą różnych tarcz osłonowych. Jednym słowem robiły dokładnie to, czego oczekuje się od rządzących.
Mierny premier, fatalny rząd
Tusk parł do władzy, mając na sztandarach 100 konkretów, które obiecał zrealizować w pierwsze 100 dni trwania swojego rządu.
W końcu objął stery rządu, choć, przypomnijmy, mandat tej władzy jest raczej słaby. Wybory w 2023 roku wygrał przecież PiS, a Tusk zdołał sięgnąć po fotel premiera tylko dzięki budowie koalicji, którą łączyło jedno - pragnienie odsunięcia PiS od władzy.
Polacy, przez 8 lat przyzwyczajeni do tego, że władza spełnia swoje obietnice, uwierzyli, że Tusk się zmienił i zrealizuje to, co obiecał. Tym bardziej, że wielu naszych rodaków zagłosowało przecież na Trzecią Drogę, która miała pilnować tych obietnic i pilnować samego Tuska. O tym, jak srodze się zawiedli, najlepiej świadczy słaby wynik wyborczy Szymona Hołowni w wyborach prezydenckich oraz kiepskie notowania sondażowe PSL i Polski 2050.
Hołownia najwyraźniej to zrozumiał, bo w jakimś stopniu zaczął pilnować Tuska, choćby nie ulegając szantażowi przeprowadzenia zamachu stanu i uniemożliwienia zaprzysiężenia prezydenta Karola Nawrockiego. Zresztą, jeśli chodzi o jakość rządzenia, to w obecnym gabinecie wyłącznie politycy wybrani z list Trzeciej Drogi trzymają jakiś poziom. Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, choć może trochę nieporadny, mimo wszystko stara się kontynuować w MON linię poprzedników, a jedynym ministrem, który realizuje pozytywny program i postawione przed sobą cele jest nominowana przez Polskę 2050 Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
Niestety to za mało, by państwo się rozwijało. Gorzej, że znowu, jak w latach 2007-2015, zaczęło się zwijać. Zadowolony z siebie buchalterek Andrzej Domański zadłuża państwo na potęgę, ministrowie sprawiedliwości Adam Bodnar, a teraz Waldemar Żurek niszczą praworządność, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski demoluje pozycję Polski na arenie międzynarodowej, a szefowa MEN Barbara Nowacka uderza w naszą przyszłość, rozwalając edukację.
Po owocach ich poznacie
Choć owoce pracy minister Nowackiej będziemy zbierać za kilka lat, to plony Domańskiego, Sikorskiego i Bodnar-Żurka, widzimy już teraz.
Finanse publiczne są w fatalnym stanie, nasza niepodległość jest zagrożona, a w wymiarze nomen omen sprawiedliwości jest chaos tak duży, że niewielu liczy, że sądy potraktują ich sprawiedliwie. Ciężko zresztą wskazać, które sądy są tymi właściwymi, bo rząd systematycznie uderza w niezawisłość powołanych przez prezydenta Dudę sędziów.
To wszystko sprawia, że Polsce znów mamy klimat, który nie zachęca do rozwoju i inwestycji, a państwo z kraju prosperity stało się, krajem zapaści. Najbardziej wymiernym wskaźnikiem, który to pokazuje jest rynek pracy i nastroje panujące wśród przedsiębiorców i pracowników.
Jak zauważył w rozmowie z portalem money.pl Piotr Nowosielski, przedsiębiorca i założyciel JustJoin.IT firmy specjalizującej się w tworzeniu i prowadzeniu serwisów rekrutacyjnych dla branży IT i cyfrowej, a także branży HR, "możemy śmiało mówić już o rynku pracodawcy, szczególnie w segmencie white collar (z ang. białych kołnierzyków – red.). Rynek pracownika był bardzo silny, firmy prześcigały się w benefitach. Tak jak kiedyś mieliśmy owocowe czwartki i ogrom benefitów, tak powoli wchodzimy do sytuacji, w której to największym benefitem z pracy jest posiadanie pracy".
W uproszczeniu oznacza to, że przestaliśmy gonić bogatszy Zachód, a znowu stajemy się rezerwuarem taniej siły roboczej, której konkurencyjność dodatkowo obniżana jest przez emigrantów zarobkowych i AI.
- Największy problem będą mieli świeży absolwenci uczelni wyższych, tak zwani niezatrudnialni juniorzy, którzy w tym momencie są po prostu zastępowani przez sztuczną inteligencję – uważa Nowosielski.
Jak, to się zakończy? Prawdopodobnie czeka nas powtórka scenariusza, który znamy z czasów pierwszego Tuska - kolejna fala emigracji młodych ludzi i drenaż kolejnego pokolenia Polaków. Wszystko zależy od tego, jak szybko uda nam się zatrzymać ten rząd. Nadzieja w nowym prezydencie Karolu Nawrockim i wietrze zmian, który przyniósł ze sobą oraz w ostatnim bastionie naszej suwerenności gospodarczej prezesie NBP prof. Glapińskim.
źr. wPolsce24 za money.pl