Duchy w ciemnościach. Samoloty, które zbombardowały Iran

Wbrew popularnej opinii, B-2 nie ma nic wspólnego z niemieckim myśliwcem Horten Ho 229, którego prototyp wpadł po wojnie w ręce Amerykanów. Przedsiębiorca lotniczy i konstruktor Jack Northrop już dużo wcześniej eksperymentował z samolotami w układzie latającego skrzydła. Był przekonany, że brak kadłuba i stateczników sprawi, że maszyny będą miały większą prędkość i zasięg od tych klasycznych.
Skrzydło w końcu poleci
Pod koniec drugiej wojny światowej Northrop zaczął pracę nad dużym bombowcem w tym układzie, który byłby zdolny razić cele w Europie z lotnisk w USA. Tak powstał bombowiec YB-35, który później przebudowano na napędzany silnikami odrzutowymi YB-49. Niechęć Pentagonu do tak radykalnych rozwiązań i katastrofa jednego z prototypów sprawiły jednak, że ostatecznie zamówiono bardziej konwencjonalne bombowce B-36. Northrop był tym załamany i wkrótce potem odszedł z firmy, którą stworzył.
W latach 70. XX wieku wiele amerykańskich koncernów zaczęło badania nad samolotami o obniżonej wykrywalności dla radarów. Northrop był jednym z nich.
W 1979 roku stworzył eksperymentalny samolot Tacit Blue, który z racji charakterystycznej sylwetki był nazywany przez inżynierów „wielorybem” lub „szkolnym autobusem kosmitów”. Niedługo potem Pentagon doszedł do wniosku, że taki bombowiec mógłby się przydać do ewentualnego ataku atomowego na Rosję, a Northrop dostał kontrakt na jego zbudowanie. Zdecydował się wrócić do pomysłu na latające skrzydło. Tak powstał B-2 Spirit (ang. duch)
Program budowy był utrzymany w ścisłej tajemnicy. Prace trwały w starej fabryce Forda, a wszyscy pracownicy byli starannie i regularnie sprawdzani przez kontrwywiad. O tym, że B-2 w ogóle powstaje, wiedziała tylko garstka osób w rządzie. Mimo tych środków szefostwu firmy udało się uzyskać zgodę na wizytę Jacka Northropa, który był już wtedy bardzo chory. Gdy pokazano mu model tego bombowca, napisał na skrawku papieru Już wiem, dlaczego Bóg zachował mnie przy życiu przez ostatnie 25 lat. Zmarł 10 miesięcy później.
Gigantyczne koszty
Tajemnicy nie udało się zachować do końca. Gdy po raz pierwszy samolot pokazano publicznie, 22 listopada 1988 roku, gościom zabroniono oglądania jego tyłu, gdzie znajdowały się ściśle tajne wyloty silników. Magazyn "Aviation Week" zauważył, że zapomniano zamknąć przestrzeń powietrzną nad fabryką, gdzie trwała ta uroczystość, i zrobiono zdjęcia z powietrza - konstrukcja maszyny była na nich doskonale widoczna.
Bombowiec ma co najmniej 11 tys. kilometrów zasięgu, ale może tankować w powietrzu. Lata nim dwuosobowa załoga. Z racji spodziewanej długości misji ma do dyspozycji sypialnię, kuchnię i toaletę. Systemy automatyki lotu sprawiają, że jeden pilot jest w stanie sobie z nim poradzić w czasie, gdy drugi odpoczywa.
B-2 może zabrać na pokład wiele typów uzbrojenia, od konwencjonalnych bomb i pocisków manewrujących, po bomby atomowe. Może też korzystać z broni precyzyjnej. Od swojego powstania przeszedł już szereg modernizacji.
Amerykańskie siły powietrzne (USAF) chciały kupić 132 takie maszyny, ale ich koszt sprawił, że zamówienie zostało zredukowane do 75. Upadek ZSRR sprawił, że B-2 stracił swój główny sens istnienia. Prezydent George Bush zamówił jednak 20 sztuk – było o tym głośno, bo ujawnił to podczas corocznego przemówienia przed Kongresem. Później prezydent Bill Clinton zdecydował, że jeden z prototypów zostanie przebudowany na maszynę seryjną.
Ten program od początku budził w USA kontrowersje z powodu ogromnych kosztów. Wpływ na nie miała zarówno nowoczesna technologia, jak i opóźnienia, zmiany założeń i niewielka liczba wyprodukowanych maszyn.
B-2 potrzebują specjalnie przystosowanych, klimatyzowanych hangarów. Trudne jest również ich utrzymanie, głównie z powodu delikatnej farby, która wchłania fale radarowe. Szacuje się, że na każdą godzinę lotu spędzają 120 godzin w rękach mechaników – dwa razy więcej niż inne amerykańskie bombowce.
Wliczając to wszystko, koszt jednego takiego bombowca przekroczył 2 miliardy dolarów, jego utrzymanie w sprawności kosztuje 3,4 mln dolarów miesięcznie, a godzina lotu ponad 135 tys. dolarów.
Najdroższa katastrofa lotnicza w historii
W trakcie ich służby doszło do szeregu wypadków. Najsłynniejszy miał miejsce w 2008 roku, kiedy B-2 o nazwie własnej Spirit of Kansas rozbił się tuż po starcie w bazie Andersen. Piloci zdążyli się katapultować, ale maszyna została całkowicie zniszczona. To była najdroższa katastrofa lotnicza w historii. Późniejsze śledztwo wykazało, że zawiniła wilgoć w jednym z czujników, przez co pokładowy komputer dostał nieprawidłowe informacje.
W grudniu 2022 roku inn B-2 lądował awaryjnie w bazie Whiteman. Nikt nie odniósł obrażeń, ale USAF uznały, że nie opłaca się go naprawiać. Tym samym w arsenale USA zostało ich tylko 19.
Debiutem bojowym B-2 była wojna w Kosowie w 1999 roku. Jeden ich nalot trwał 30 godzin, a chociaż odbyły tylko 50 z 34 tys. misji, to spuściły 11% wszystkich bomb i zniszczyły jedną trzecią celów, które chciało zniszczyć NATO. Zniszczyły także przez pomyłkę planistów chińską ambasadę w Belgradzie, co wywołało poważny międzynarodowy incydent.
Oprócz Belgradu B-2 bombardowały też cele podczas inwazji na Afganistan i Irak, często spędzając po 30-40 godzin w powietrzu. W 2011 roku bombardowały libijskie lotniska w ramach ogłoszonej przez ONZ strefy no-fly. Miały także zbombardować kryjówkę Osamę bin Ladena, ale Pentagon uznał, że ryzyko dla cywili jest zbyt duże, a identyfikacja jego zwłok będzie zbyt trudna, więc ostatecznie zrezygnowano z tego planu.
W 2013 roku dwie takie maszyny poleciały z Missouri do Korei Południowej – ok. 21 tys. km – gdzie zrzuciły bomby ćwiczebne na jeden z poligonów. Ta demonstracja siły rozwścieczyła Koreę Północną.
W zeszłym roku B-2 brały też udział w nalotach na ruch Huti w Jemenie. Misja w Iranie była pierwszą od czasu Kosowa, w której groziła im poważniej obrona przeciwlotnicza, ale w ich stronę nie poleciała żadna rakieta.
B-2 nadal są powszechnie uznawane za najnowocześniejszy bombowiec na świecie. Początkowo miały służyć do 2058 roku, ale w 2019 zdecydowano, że przejdą na emeryturę przed 2032. Zastąpią je nowe bombowce B-21 Raider, które są mniejsze, ale bardzo podobne do nich z wyglądu. Mają być także znacznie tańsze, dzięki czemu USAF będzie mogła kupić ich znacznie więcej.
źr. wPolsce24