Rosja odpowiada na zarzuty Amerykanów. Kto stoi za alarmami bombowymi w lokalach wyborczych?
Amerykańskie Federalne Biuro Śledcze (FBI) informowało o alarmach wyborczych, dotyczących kilku lokali wyborczych. Jednocześnie wskazano, że kierowane groźby pochodziły z rosyjskich domen.
- FBI jest świadome gróźb bombowych w lokalach wyborczych w kilku stanach, z których wiele wydaje się pochodzić z rosyjskich domen e-mail. Żadne z gróźb nie zostało uznane za wiarygodne – przekazano za pośrednictwem platformy X.
Alarmy dotyczyły m.in. dwóch lokali wyborczych w hrabstwie Fulton, które zostały zamknięte na pewien czas. Doniesienia o zagrożeniu dotyczyły także kilku lokali w Georgii.
Sekretarz obwinia wroga
Sprawę komentował sekretarz Stanu Arizona, Adam Fontes. Zapewnił on, że nie ma powodów, by „przypuszczać, że nasi wyborcy albo nasze lokale wyborcze są w jakimkolwiek niebezpieczeństwie”.
- Nie będę wchodził w szczegóły, ale mamy powody, by przypuszczać, że to pochodzi od jednego z naszych zagranicznych wrogów, konkretnie z Rosji – podkreślił, oceniając, że był to „kolejny atak sondujący”.
Rosja odpiera zarzuty
Obarczenie Moskwy odpowiedzialnością za groźby zagrożenia bombowego skomentowała rosyjska ambasada w USA. W cytowanym przez Reutera oświadczeniu podkreślono, że „to nic innego jak złośliwe oszczerstwo”. Dodano, że są to „insynuacje”, które „wymyślono, żeby użyć ich w wewnętrznej walce politycznej w Stanach Zjednoczonych”.
źr. wPolsce24 za X/@FBI/ Reuters