Kiedy zwycięzca wyborów w USA zostanie prezydentem? Trochę to potrwa
Wybory prezydenckie w USA odbywają się co cztery lata. Ich data jest ruchoma – tzw. Election Day od 1845 roku ma miejsce w pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku listopada. Dzień ten ustalono w czasach, kiedy najszybszym środkiem transportu był koń. Wybory w USA organizowane są we wtorki, bo umożliwia to pójście do kościoła w niedzielę i daje jeden dzień czasu na dotarcie do lokalu wyborczego i kolejny dzień na oddanie głosu i powrót, by zdążyć wziąć udział w dniu targowym, który tradycyjnie odbywa się w środę. Listopad wybrano, bo ten miesiąc jest już po zakończeniu żniw, a jeszcze przed zimą. Ostatnie lokale wyborcze – na Alasce – zostaną zamknięte o 7 rano czasu polskiego.
Wybory w USA to dopiero początek
Dzisiejsze wybory są jednak tylko pierwszą częścią procesu zmiany władzy. Wybory prezydenckie w USA są organizowane w systemie pośrednim. Ich uczestnicy nie wybierają prezydenta, a jedynie jego elektorów, a dopiero oni oddają na niego głos. Robią to podczas spotkania w stolicy swojego stanu. To spotkanie ma miejsce w pierwszy poniedziałek po drugiej środzie grudnia – w tym roku ta data przypada na 16 grudnia. Teoretycznie tego dnia wynik może się zmienić, bo chociaż elektorzy są zobowiązani głosować na zwycięzcę wyborów w ich stanie, to w niektórych z nich ich głosy są ważne nawet, jeśli zagłosują na kogoś innego. W praktyce jeszcze nie zdarzyło się, by tzw. wiarołomni elektorzy zmienili wynik wyborów.
Wyniki tych głosowań są przekazywane do Waszyngtonu. Tam 6 stycznia Kongres zbiera się na wspólnym posiedzeniu obu Izb, a prezydent Senatu odczyta oficjalnie te wyniki. Prezydentem Senatu jest wiceprezydent USA, co oznacza, że to Kamala Harris będzie musiała ogłosić swoją porażkę lub zwycięstwo. Członkowie Kongresu mogą zgłosić swoje obiekcje do tych wyników. Muszą to zrobić na piśmie i zdobyć podpis co najmniej jednego członka drugiej izby. Jeżeli taki protest wpłynie, senatorzy i kongresmani udadzą się do swoich pomieszczeń, by nad nim debatować. Do uznania głosów, wobec których wpłynął protest, potrzebna jest zgoda obu izb.
Aby wygrać, kandydat potrzebuje 270 głosów elektorskich. W teorii może ich nie uzyskać, jeżeli głosy elektorskie uda się uzyskać trzeciemu kandydatowi, lub jeśli będzie remis. Wtedy to Izba Reprezentantów zdecyduje, kto będzie prezydentem – każdy stan będzie miał w niej jeden głos – a Senat zdecyduje o tym, kto zostanie wiceprezydentem. W praktyce szanse na taki rozwój sytuacji są niezwykle małe.
Okres przejściowy i uroczysta przysięga
Po ogłoszeniu wyników dzisiejszego głosowania zwycięzca wyborów zostanie prezydentem-elektem. W USA rozpocznie się wtedy proces przekazania władzy. Jego pierwszym zadaniem będzie zebranie specjalnego zespołu, który pomoże mu się przygotować do objęcia władzy. W praktyce większość kandydatów dokonuje tego już dużo wcześniej, całe miesiące przed wyborami. Zwykle odchodzący prezydent zaprasza też swojego następcę do Białego Domu, by z nim porozmawiać o tym, jak będzie wyglądało przekazanie władzy.
Odchodzący prezydent jest nazywany „kulawą kaczką”. Jako, że nie zostało mu już wiele czasu w Białym Domu, w tym okresie powstrzymuje się zwykle od podejmowania ważnych decyzji i nominowania kandydatów na urzędy. Jego kadencja kończy się 20 stycznia w południe czasu waszyngtońskiego.
W tym samym czasie rozpocznie się kadencja nowego prezydenta. By nim zostać, będzie musiał jednak najpierw złożyć przysięgę:
Uroczyście przysięgam, że będę sprawował wiernie urząd prezydenta Stanów zjednoczonych i ze wszystkich sił będę dochowywać, chronić i bronić Konstytucji Stanów Zjednoczonych.
Zwykle ta przysięga jest odbierana przez przewodniczącego Sądu Najwyższego USA. Inauguracja jest dostojną uroczystością, ale jeżeli wiceprezydent obejmuje władzę po śmierci prezydenta, przysięga jest składana jak najszybciej, by zachować ciągłość władzy. Na przykład Lydon Johnson złożył ją na pokładzie samolotu, a Calvine Coolidge w środku nocy, na ręce własnego ojca, po czym wrócił spać.
Tradycyjnie prezydenci składają przysięgę, wznosząc w górę prawą dłoń, a lewą kładąc na Biblii, a na koniec ją całując. To tradycja zapoczątkowana przez Jerzego Waszyngtona, ale konstytucja nie reguluje tego, jak wygląda przysięga. Thomas Jefferson, Cooldge i Theodor Roosevelt nie użyli Biblii podczas składania przysięgi, a Johnson pierwszą przysięgę złożył przez pomyłkę na katolicki mszał. John Quincy Adams przysiągł za to na kodeks praw.
Konstytucja daje też możliwość zastąpienia słowa „przysięgam” słowem „afirmuję”. Dziś już nikt dokładnie nie wie, dlaczego wprowadzono do niej taki zapis. Powszechnie podejrzewa się jednak, że stało się tak ze względu na kwakrów, którym względy religijne zabraniają przysięgać. Jedynym prezydentem, który zdecydował się na użycie tej wersji, był Franklin Pierce. Herbert Hoover i Richard Nixon byli kwakrami, powiedzieli „przysięgam”. Od momentu złożenia przysięgi prezydent-elekt staje się prezydentem USA.
źr. wPolsce24