Kultowy film dziś by nie powstał. Mieszkańcy i turyści narzekają na to, co stało się z Notting Hill

Notting Hill to dzielnica w zachodnim Londynie. Niegdyś mieszkali w niej głównie imigranci, skuszeni niskimi czynszami. W drugiej połowie XX wieku nastąpiła jednak jej gentryfikacja i do końca stulecia zmieniła się z imigranckiego getta w jedną z najmodniejszych dzielnic Londynu.
To już nie to samo
Światową sławę przyniósł jej film Rogera Michella z 1999 roku. Komedia romantyczna o miłości bibliotekarza, granego przez Hugh Granta, i hollywoodzkiej aktorki granej przez Julię Roberts, podbiła serca widzów i krytyków. Notting Hill był najlepiej sprzedającym się filmem w historii brytyjskiej kinematografii, a i dziś nie brak mu fanów.
Wielu fanów tego filmu chce odwiedzić dzielnicę, w której go kręcono. Guardian informuje jednak, że dla wielu, którzy się na to zdecydowali, jest ona wielkim rozczarowaniem. Zwracają uwagę, że zmieniła się tak, że dziś ten film już nie mógłby powstać.
Zawinili terroryści
Winna temu jest plaga terroryzmu, która w ostatnich latach dotknęła Wielką Brytanię. Władze tej dzielnicy zdecydowały się bowiem na wprowadzenie ograniczeń na ulicy Portobello Street, gdzie odbywa się słynny targ żywności, i gdzie nagrano większość scen plenerowych w tym filmie. Mają one na celu uchronić jej mieszkańców i turystów przed zamachami terrorystycznymi.
W ramach tych ograniczeń, samochody mają zakaz wjazdu na tę ulicę między 10 rano i 4 po południu. Na jej części ten zakaz obowiązuje przez trzy dni w tygodniu, a na innych przez cały tydzień. Aby go nie łamano, zainstalowano na niej szlabany. Pojawiły się tam też charakterystyczne betonowe kloce, których zadaniem jest zatrzymanie terrorystów, którzy chcieliby staranować pieszych samochodem.
Turyści, z którymi rozmawiali dziennikarze Guardiana, nie ukrywają, że nie są tym zachwyceni. Niektórzy z nich przylecieli z drugiego końca świata, z USA czy Australii, żeby zobaczyć miejsce, gdzie nakręcono ich ulubiony film – ale są zgodni, że te bariery zniszczyły klimat tej ulicy. Nawet ci, którzy widzą sens ich ustawienia, uważają, że można to było zrobić bardziej dyskretnie. Inni żartują, że teraz przynajmniej jest na czym usiąść i odpocząć.
Mieszkańcy mają dosyć
Te zabezpieczenia są jeszcze większym problemem dla mieszkańców tej ulicy. Zwracają uwagę, że zakaz wjazdu samochodem miał negatywny wpływ na obroty lokalnych sklepów, restauracji czy kawiarni. 47-letnia Charlotte Preval-Reed, która sprzedaje na niej pocztówki, zauważyła, że gdyby Notting Hill nakręcono dzisiaj, to byłby dużo bardziej smutnym filmem. Dodała, że od wprowadzenia tych restrykcji odnotowuje najgorsze wyniki finansowe od czasów pandemii i niedługo może być zmuszona, by zamknąć swoje stoisko.
Inni mieszkańcy narzekają, że utrudniają pracę służbom ratowniczym. 65-letni Patrick Sommers, który mieszka w jednej z bocznych uliczek przy rynku, powiedział dziennikarzom, że ostatnio ambulans nie mógł dostać się do dziecka, które miało kłopoty z oddychaniem. Ratownicy musieli zaparkować go dość daleko i nieść sprzęt ratunkowy na plecach. Na szczęście udało się go uratować. Nie możemy mieć sytuacji, w której nie ma łatwego dostępu dla pojazdów służb ratunkowych – podkreślił emerytowany prawnik. Władze dzielnicy powiedziały Guardianowi, że konsultowały te bariery ze służbami, a te stwierdziły, że nie będą im przeszkadzać w pracy.
Mieszkańcom nie podoba się też to, że nikt ich nie pytał o zdanie i nie prowadził z nimi konsultacji. O wprowadzeniu ograniczeń powiedziano im kilka dni wcześniej. Część z nich uważa, że zagrożenie terroryzmem nie jest tak duże, by było to konieczne. Inni zgadzają się, że można to było zrobić dużo lepiej. Somers, w imieniu mieszkańców i lokalnych przedsiębiorców, podał z tego powodu władze dzielnicy do sądu.
źr. wPolsce24 za Guardian