To on powstrzymał nożownika z Chorzowa. "Wiedziałem, że jak podejdę zbyt blisko, to mogę skończyć podobnie jak zamordowany"

Dziennikarze "Super Expressu" dotarli do bohatera, który jako pierwszy stanął naprzeciwko nożownika. Zaledwie kilka minut wcześniej zasztyletował on mężczyznę.
- Użyłem bardzo mocnych słów. Myślałem, że w ten sposób do niego dotrę, ale on był jak w amoku. Zaczął wymachiwać nożem w moim kierunku. Wokół było przerażenie, strach. Ludzie nie wiedzieli, co się dzieje. Nie byli w stanie zorientować się, gdzie jest niebezpieczeństwo. Nie każdy widział, że on ma nóż - mówi w rozmowie z se.pl Przemysław Banaś.
Banaś tłumaczy, że kilka minut wcześniej grał ze swoimi podopiecznymi z domu dziecka w piłkę nożną. Kiedy spostrzegł, co się dzieje, stwierdził, że musi działać, by zapobiec większej tragedii.
- Widziałem na ulicy taka furgonetkę z firmy budowlanej. Krzyczałem, czy mają jakąś pałkę. Zobaczyłem na pace plastikową rurkę do wody. Zabrałem ją - relacjonuje.
Interweniujący nie przeczy, że kiedy stanął przed napastnikiem, odczuwał ogromny lęk.
- Bałem się, serce mi waliło jak młot, ale postanowiłem go obezwładnić. Ta rurka umożliwiała mi trzymanie go na dystans. Wiedziałem, że jak podejdę zbyt blisko, to mogę skończyć podobnie jak mężczyzna, którego "Jawor" wcześniej zaatakował. Dlatego okładałem go rurką, co raz powtarzałem, by rzucił nóż i próbowałem mu go wytrącić z ręki. To było naprawdę duży nóż. Przypominał noże do filetowania. Ostrze było wąskie i długie - przyznaje pan Przemysław.
Według relacji świadków cała akcja trwała kilkadziesiąt sekund. Banaś próbował wytrącić nóż z ręki bandyty, a kiedy mu się to udało powalił napastnika.
- Chwyciłem go od tyłu, podciąłem nogi, rzuciłem na ziemię. Zastosowałem dźwignię i przycisnąłem kolanem. Trzymałem go aż na miejscu zjawiła się policja. Od wielu lat trenuję sztuki walki, więc wiedziałem co robić - wyjaśnia.
Napastnik z Chorzowa Dariusz J. został aresztowany. Za popełnioną zbrodnię grozi u dożywocie.
źr. wPolsce24 za se.pl