Karol Nawrocki ujawnił prawdę o mieszkaniu pana Jerzego. Są twarde dowody

Karol Nawrocki podkreślił, że jego oponenci polityczni przy użyciu materiałów służb specjalnych próbują oszukać wyborców sprawą pana Jerzego.
Prezes IPN wspomina, że poznał pana Jerzego w 2008 roku, gdy był jego sąsiadem. Podkreślił, że już wtedy był podopiecznym Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, ale pomoc tej instytucji była niewystarczająca.
- Pomagałem mu na tyle, ile potrafiłem – dodał.
„Zaraz mnie eksmitują"
Kandydat na prezydenta opisuje, że pewnego dnia usłyszał od pana Jerzego: „Nie mam nikogo, nie mam pieniędzy, zaraz mnie być może eksmitują”. Mężczyzna przyznał, że nie będzie nikogo, kto go pochowa.
- Mieszkanie było lokalem komunalnym. Pan Jerzy był jego najemcą. Nie miał pieniędzy na jego regularne opłacanie. Wpadał niestety w długi. W 2010 roku poprosił mnie o pożyczkę na wykup, żeby miesięczne koszty były niższe. Sprawa jego sprzedaży pojawiła się dopiero rok później, w 2011 roku. W testamencie zapisał mi cały swój dobytek, w tym mieszkanie – tłumaczy prezes IPN.
- Nastąpiła jednak okoliczność, której do tej pory ze względu na dobro Jerzego nie ujawniałem, którą jednak w związku z tym, że kwestionuje się moją uczciwość i czyste w tej sprawie intencje ujawnić muszę, bo ma decydujące znaczenie dla tej sprawy. Pod koniec 2011 roku pan Jerzy trafił do aresztu. Obawiał się, że przez to, także przez długi, straci to mieszkanie i skończy jako bezdomny na ulicy. Dlatego sprawa sprzedaży mieszkania przyspieszyła z jego inicjatywy – podkreślił.
Wiadomość z aresztu
Nawrocki zacytował listy, które otrzymywał wtedy od pana Jerzego.
- Cześć Karol, jak wiesz, zostałem aresztowany na trzy miesiące, a co dalej pokaże rozprawa sądowa. Wniosek do wydziału finansowego złożyłem w Urzędzie Miasta i mam potwierdzenie. Dlatego proszę, przyjdź na widzenie do aresztu śledczego - odczytał fragment listy Nawrocki.
- Widzenie przy stoliku celem przekazania tobie kluczy od mojego mieszkania i skrytki pocztowej, telefonu, karty na zakup energii oraz talonu na odzież, którą dostarczyłbyś w paczce – brzmi treść korespondencji.
Nawrocki ujawnił również jaką formę przybrała płatność za mieszkanie.
- Ze względu na chorobę alkoholową pana Jerzego, jego pobyt w areszcie, ustaliliśmy, że 120 tys. zł za to mieszkanie wykazane w akcie i potwierdzone przez Jerzego, żeby przez następne lata kwotę tę sukcesywnie przeznaczał na utrzymanie mieszkania i doraźne wsparcie życiowe Jerzego – powiedział.
- Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie wyobraża sobie, żeby tak duże pieniądze zostawiać osadzonego w więzieniu człowiekowi zmagającemu się z ciężką chorobą alkoholową. To rozwiązanie absolutnie zgodne z prawem, według którego po zawarciu umowy strony same między sobą regulują docelowy sposób zapłaty – podkreślił.
- To rozwiązanie było uczciwe, optymalne i gwarantowało zapewnienie panu Jerzemu dachu nad głową i tak było realizowane – dodał.
Mieszkanie zamknięte przez pana Jerzego
- Zaufał mojemu słowu, że do kiedy tylko będzie chciał, to mieszkanie będzie do jego dyspozycji. Mieszkał w nim, a ja nie miałem do niego kluczy. Przez lata je opłacałem, opłacałem czynsz i innego koszty wynikające z jego posiadania. Nie czerpałem z tego żadnych korzyści. Mieszkanie faktycznie było pana Jerzego, czekało. Dziś nadal stoi zamknięte przez niego, nie przeze mnie. Tak jak się z nim umówiłem – do jego śmierci to jego dom, nie mój – przyznał prezes IPN.
Kandydat na prezydenta zauważył, że „wyłudzacze" już dawno mieszkanie Jerzego by sprzedali lub umieścili w nim swoją rodzinę.
- Ja natomiast nawet nie miałem do niego kluczy. Tak się nie zachowują czyściciele kamienic – zaznaczył.
Nawrocki przyznał, że kiedy przeprowadził się do Warszawy obejmując funkcję prezesa IPN zdarzały się dłuższe okresy bez utrzymywania kontaktu. Dodał, że zawsze odwiedzał pana Jerzego w święta, a w jego imieniu wsparcia udzielał jego kolega.
źr. wPolsce24 za X/@Nawrocki25