Wielkie zwycięstwo Trumpa. Republikanie pokonali bunt w partii i przyjęli ważną ustawę

Ta ustawa to pierwszy, ale kluczowy krok w przyjęciu nowego budżetu. Przewodniczący Izby Reprezentantów Mike Johnson nie ukrywał, że Republikanie chcą przyjąć taką ustawę budżetową, która umożliwi Trumpowi realizację jego obietnic wyborczych. Chcą m.in., by dostał pieniądze na zabezpieczenie granic i deportacje czy dodatkowe pieniądze dla Pentagonu.
Niższe podatki, większe oszczędności
Chcą także podnieść limit zadłużenia państwa. Równocześnie Republikanie chcą tą ustawą wprowadzić daleko idące oszczędności, np. w wydatkach na walkę z klimatem. Chcą zaoszczędzić aż 1,5 biliona dolarów. Towarzyszący Johnsonowi lider senackiej większości John Thune powiedział, że dla wielu senatorów ta kwota to minimum. W przyjętym jednak wcześniej przez Senat projekcie przewidziano jednak oszczędności w wysokości zaledwie 4 miliardów dolarów.
Przede wszystkim jednak Republikanie chcą, by ta ustawa pomogła Trumpowi w obniżeniu podatków, co było jedną z jego głównych obietnic wyborczych. Prawica chce zarówno przedłużyć ulgi podatkowe, które Trump wprowadził w 2017 roku, i które kończą się pod koniec 2025, jak i dodać nowe – np. rezygnację z pobierania podatku od napiwków, nadgodzin czy emerytur.
Udało mu się ich przekonać
Wiele jednak wskazywało, że ta ustawa będzie miała problem z przejściem przez Izbę. Dla wszystkich od początku było jasne, że nie poprą jej Demokraci. Ponad tuzin republikańskich kongresmanów stwierdziło jednak, że również jej nie poprze – co oznaczało, że Johnsonowi zabraknie głosów. Większość z nich to tzw. fiskalne jastrzębie, którzy uważali, że oszczędności są za małe, a limit zadłużenia nie powinien być zwiększany.
Spiker zdecydował się więc anulować zaplanowane na środowy wieczór głosowanie. Zamiast tego zaprosił buntowników do jednej z sal, gdzie za zamkniętymi drzwiami przekonywał ich do zmiany zdania. Negocjacje potrwały wiele godzin. Niektórzy Republikanie nie ukrywają, że mają żal do Johnsona, że musieli czekać aż 80 minut zanim im powiedział, że głosowania w środę nie będzie.
Jego wysiłki przyniosły jednak skutek. Według świadków w tych negocjacjach wzięło udział ok. 20 kongresmanów. Kiedy w czwartek rano w końcu doszło do głosowania, tylko dwójka nie poparła tej ustawy. Zgodnie z przewidywaniami nie poparł jej też ani jeden Demokrata. Mimo tego udało się ją przyjąć dwoma głosami – 216 do 214.
Nie pozwolą lewicy na jej zablokowanie
Teraz identyczną ustawę ramową musi przyjąć Senat. Ta, która została przyjęta wcześniej, różni się głównie dużo mniejszymi planowanymi oszczędnościami. Liderzy senackich Republikanów mieli jednak zapewnić kongresmanów, że popierają plan ich zwiększenia do 1,5 biliona, a może nawet więcej. Ralph Norman – jeden z kongresmanów, którzy w ostatniej chwili zmienili zdanie – obiecał, że Kongres wkrótce opublikuje dokument, w którym wyjaśni na czym będą polegać te oszczędności.
Przyjęcie przez Senat identycznej ustawy jest bardzo ważne, bowiem Republikanie chcą przyjąć budżet przy pomocy tzw. rekoncyliacji, czyli procedury, która ułatwia przyjmowanie ustaw budżetowych. Dla Izby, gdzie ustawy są przyjmowane zwykłą większością, ta procedura nie ma znaczenia – ale w Senacie to być albo nie być ustawy budżetowej. Normalnie by ustawa została skierowana pod głosowanie potrzeba bowiem aż 60 głosów – co oznacza, że musiałoby się na to zgodzić aż siedmiu Demokratów, co raczej się nie zdarzy. Dzięki rekoncyliacji ustawę budżetową można jednak przyjąć zwykłą większością. Oznacza to, że republikańskim senatorom wystarczy głosów nawet, jeśli trzech z nich jej nie poprze.
Republikanie nie mogą sobie pozwolić na opóźnienia. Stworzenie ostatecznej wersji ustawy budżetowej nie będzie łatwym i szybkim procesem. Równocześnie jednak Biały Dom ostrzega, że jeśli limit zadłużenia nie zostanie podniesiony, to już latem skończą mu się pieniądze. W takiej sytuacji rząd USA byłby zmuszony do ogłoszenia niewypłacalności. Taka sytuacja nie miała jeszcze miejsca – a o ile ekonomiści nie są zgodni co do tego, co by się wtedy stało, o tyle są zgodni, że we współczesnym, zglobalizowanym świecie efekty tego byłyby odczuwalne nie tylko w USA.
źr. wPolsce24 za Fox News, NPR