Miał zielone światło. Sąd i tak uznał, że jest winny wymuszenia pierwszeństwa

Sprawę opisał portal BRD24.pl. Janusz Błaszczyk to górniczy emeryt. Od 25 lat ma uprawnienia do prowadzenia autobusów, pracował też jako instruktor nauki jazdy. Pięć lat temu zatrudnił się jako kierowca miejskiego autobusu w Katowicach.
Musiał awaryjnie hamować
25 kwietnia ubiegłego roku, po godz. 14, prowadził autobus linii 689. Za kilka przystanków miał zostać zmieniony przez innego kierowcę i zakończyć zmianę. Jego kłopoty zaczęły się, gdy dojechał do skrzyżowania ulic Jankego z Kolejową.
Na nagraniu z monitoringu, do którego dotarł portal BRD, widać, jak Błaszczyk jedzie ulicą Jankego i chce skręcić w prawo na skrzyżowaniu. Światło było zielone i samochody, które jechały przed nim, zrobiły to bez problemu. Gdy jednak on chciał skręcić, zauważył w ostatniej chwili, że ulicą Kolejową jedzie samochód osobowy. Gwałtownie zahamował, by uniknąć kolizji.
Według jego relacji to awaryjne hamowanie sprawiło, że jedna z pasażerek na tylnych siedzeniach poleciała do przodu i uderzyła się o kasownik. Miała rozcięty łuk brwiowy i skarżyła się na skręconą nogę. Kierowca zajechał na najbliższy przystanek, gdzie udzielił jej pierwszej pomocy i zadzwonił na numer 112.
Policja zmieniła zdanie
Policjanci zbadali go alkomatem - był trzeźwy. Druga ekipa robiła zdjęcia miejsca zdarzenia i mierzyła odległości. Policjanci nie spisali na miejscu jego zeznań, ale Błaszczyk spokojnie oczekiwał wezwania na komendę. Dla niego sprawa była oczywista – kierowca osobówki wymusił na nim pierwszeństwo, przez co musiał awaryjnie hamować.
Portal BRD24 ustalił, że tak przedstawiono tę sprawę w liście do zatrudniającej go firmy PKM Katowice w sprawie zabezpieczenia monitoringu z autobusu. Policjanci napisali w nim, że chcą wyjaśnić znaczenie drogowe, w którym kierujący nieustalonym pojazdem (…) nie ustąpił pierwszeństwa kierującemu pojazdem typu autobus marki MAN o nr rej. SK460MW (linii 689) poruszającego się ulicą Jankego oraz włączającego się do ruchu poprzez wykonanie manewru skrętu w prawo na ulicę Kolejową, co zmusiło go do gwałtownego hamowania.
Portal zauważył, że i w tym opisie był błąd – zgodnie z prawem manewr, który wykonywał Błaszczyk, nie był włączaniem się do ruchu. Ten błąd pojawiał się także później w innych dokumentach tworzonych przez policjantów.
Także pracownik Miejskiego Zarządu Ulic i Mostów w Katowicach, który odpisywał 6 maja na prośbę policji o zabezpieczenie monitoringu, napisał, że chodzi o ustalenie numerów rejestracyjnych samochodu, który nie ustąpił pierwszeństwa autobusowi.
Tego samego dnia prowadzący tę sprawę policjant podjął decyzję o dopuszczeniu dowodu z opinii biegłego lekarza o obrażeniach, które odniosła pasażerka – to z ich powodu zdarzenie zostało sklasyfikowane jako kolizja, chociaż oba pojazdy się nie zderzyły. Napisał w nim, że kierujący nieustalonym pojazdem, poruszając się ulicą Kolejową w kierunku Rzepakowej, nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu kierującemu pojazdem typu autobus.
Wszystko wskazywało na to, że sprawa jest jasna i to kierujący osobówką będzie miał kłopoty. Pan Janusz powiedział jednak portalowi, że ok. dwa tygodnie później policja poinformowała go telefonicznie, że ma przyjść złożyć zeznania – i że to jego obwiniają o spowodowanie tej kolizji.
Mężczyzna przyznał, że początkowo uznał, że policjant sobie z niego żartuje. Na komisariacie próbował tłumaczyć, że się mylą, ale nic nie wskórał. - Opowiadali nawet jakieś teorie, że miejsce, gdzie wjeżdżałem z prawoskrętu tworzy osobne skrzyżowanie. Wyglądało, jakby mieli na sztywno przyjętą tezę i za nic nie chcieli z niej zrezygnować. No to oczywiście powiedziałem, że nie przyjmę takiego mandatu i że dowiodę swoich racji w sądzie - powiedział portalowi.
Zaskakująca opinia biegłego
Z pisma, które policja skierowała do sądu, wynika, że ustalili już, kto jest właścicielem osobówki. Stwierdzili w nim, że to Błaszczyk wymusił pierwszeństwo. Kierowca dostał wyrok nakazowy, ale się od niego odwołał. Błaszczyk relacjonuje, że usłyszał od sędzi, że prowadzący osobówkę był już na skrzyżowaniu, więc powinien ustąpić mu pierwszeństwa.
Porażony absurdalnością tego stwierdzenia, Błaszczyk zażądał opinii biegłego.
Tę opinię przygotował inż. Radosław Romanek, który oprócz bycia biegłem z zakresu ruchu drogowego jest też wieloletnim komendantem straży miejskiej w sąsiedniej Dąbrowie Górniczej. Jak zauważa portal, sędzia kazała mu stwierdzić, czy kierujący autobusem miał obowiązek ustąpić pierwszeństwa kierującemu osobówką, a jeśli tak, to z jakich przepisów to wynika. Ewidentnie sąd chciał zatem, żeby to inżynier bez prawniczego wykształcenia zinterpretował prawnie sytuację a nawet orzekł o winie – pisze BRD24.
Romanek napisał opinię na 15 stron z obrazkami. Uznał w niej, że obaj kierowcy wjechali na skrzyżowanie na zielonym świetle, a jego przebieg nie zapewniał bezkolizyjnego toru jazdy. Z tego powodu o pierwszeństwie jego zdaniem decydowały znaki pionowe. Błaszczyk miał znak stop, więc zdaniem sędziego to on powinien ustąpić pierwszeństwa. Kierowca nie miał doświadczenia z sądami i nie wiedział, że może się zapoznać z opinią biegłego i zobaczył ją dopiero na rozprawie, 9 stycznia. Na jej podstawie sędzia uznała, że to on jest winny spowodowania zagrożenia w ruchu drogowym.
Eksperci nie mają wątpliwości
Błaszczyk poszedł z tym wyrokiem do znajomych egzaminatorów w WORD Katowice. Ci zgodnie uznali, że jest absurdalny. Takiego samego zdania są eksperci, z którymi rozmawiał portal. Filip Grega – biegły sądowy ds. techniki jazdy, instruktor i egzaminator oraz wykładowca akademicki z dziedziny BRD – stwierdził, że kodeks drogowy jasno określa hierarchię znaków i sygnałów drogowych. Najważniejszy jest kierujący ruchem, a jeśli go nie ma, to kierujący muszą stosować się do sygnalizacji świetlnej. Gdyby sygnalizacja świetlna była wyłączona, wtedy dopiero w grę wchodziłyby znaki ustalające pierwszeństwo – podkreśla ekspert.
Tego samego zdania był Mariusz Sztal, były egzaminator, instruktor nauki jazdy, szef szkoły IntroHL. Pokazana na filmie sytuacja jest dosyć oczywista i ma miejsce tysiące razy dziennie na każdym skrzyżowaniu, na którym ruch jest kierowany. Obaj kierujący wjeżdżają na to samo skrzyżowanie z przeciwnych kierunków. Jeden skręca w lewo a drugi zaś w prawo, czyli obaj docelowo jadą w tę samą stronę. Tym samym ten, który zamierza skręcić w lewo powinien ustąpić pierwszeństwa pojazdom nadjeżdżającym z kierunku przeciwnego jadącym na wprost oraz, jak w tym przypadku, skręcającym w prawo – powiedział portalowi - I każdy uczestnik ruchu powinien to wiedzieć, niezależnie czy posiada prawo jazdy czy dopiero ubiega się o kartę rowerową.
Apelacja nie pomogła
Błaszczyk złożył apelację od tego wyroku. Do jej złożenia zatrudnił już prawnika. Ten zauważył, że wnioski biegłego stoją w sprzeczności z zasadami ruchu drogowego. Do tego Błaszczyk dołożył oficjalną opinię Inspekcji Transportu Drogowego, która stwierdzała, że to sygnalizacja świetlna ustala pierwszeństwo i znaki pionowe nie mają przy tym znaczenia. Dołączył też nagranie eksperta od BRD Marka Dworaka, który tłumaczył to zagadnienie. Rozprawa była bardzo krótka, potrwała jedynie 6 minut. I zakończyła się tym, że jestem winny i jeszcze dołożono mi dodatkowe 50 zł kosztów sądowych. Czyli zostałem skazany, prawomocnie i oprócz 10 punktów karnych zapłacić muszę też ponad 3200 zł kosztów oraz opłacić prawnika – relacjonuje Błaszczyk. Teraz mogą mu pomóc tylko minister sprawiedliwości Adam Bodnar lub Rzecznik Praw Obywatelskich, portal już się z nimi skontaktował.
BRD24 przypomniał, że nie była to pierwsza kontrowersyjna opinia tego biegłego. W sprawie, w której kierująca samochodem w Sosnowcu potrąciła pieszego na pasach, napisał, że pieszy wszedł na pasy czerwonym świetle, przez co to on był winny nieustąpienia pierwszeństwa. Policja na jej podstawie dwa razy próbowała na jej podstawie umorzyć postępowanie. Na materiale filmowym było jednak widać, że pieszy wszedł na pasy przy zielonym świetle. Po trzech tekstach na ten temat prokuratura postawiła zarzuty kierującej samochodem, sprawa jest w toku.
W rozmowie z portalem biegły stwierdził, że tylko odpowiadał na pytanie sądu. Twierdził też, że nie wie o jakiej sprawie i o jakiej opinii rozmawia, a ostatecznie stwierdził, że skoro tak napisał, to podtrzymuje tę opinię. Co mnie obchodzi, że pan jest jakimś dziennikarzyną… - cytuje jego słowa portal.
źr. wPolsce24 za BRD24.pl