Magazyn

Magazyn

Polska jednak nie kupi HIMARSów? Rok od podpisania umowy ramowej negocjacje jeszcze nie ruszyły

author

Zespół wPolsce24.tv

Telewizja informacyjno-publicystyczna

  • 10 września 2024
  • Czas: sek

Poprzedni rząd zamówił ogromną ilość wieloprowadnicowych wyrzutni rakiet HIMARS, które swoją niezwykła skuteczność pokazały na Ukrainie. Wygląda jednak na to, że z tego zamówienia niewiele pozostanie.

HIMARS to wyrzutnia rakiet, która jest bardzo zbliżona do systemu MLRS, który powstał pod koniec lat siedemdziesiątych. Może strzelać tymi samymi rakietami. Główną różnicą jest to, że MLRS miał podwozie gąsienicowe, a HIMARS ma podwozie kołowe. Za cenę o połowę mniejszej liczby rakiet w salwie – 6 zamiast 12 – zwiększyło to znacznie mobilność tych wyrzutni. Ułatwiło to też logistykę. Wyrzutnie HIMARS mogą bowiem być transportowane na pokładzie zwykłego Lockheeda C-130 Hercules.

HIMARSy zadebiutowały bojowo w Iraku, ale prawdziwą sławę zyskały dopiero na Ukrainie. Kijów dostał cztery pierwsze wyrzutnie w czerwcu 2022 roku. Szybko stały się prawdziwym postrachem Rosjan. Ich rakiety precyzyjnie niszczyły punkty dowodzenia, składy amunicji i koncentracje wojsk. W maju pojawiły się doniesienia, że Rosjanie nauczyli się zakłócać sygnał GPS z systemu naprowadzania rakiet, ale ich inercyjny system nawigacji, którego nie da się w żaden sposób zakłócić, okazał się wystarczająco celny. 9 sierpnia HIMARSy zniszczyły rosyjski konwój w Kursku, co według Rosjan było jednym z najkrwawszych ataków tej wojny. Mimo tego, że Ukraina dostała zaledwie 39 tych wyrzutni, w powszechnej opinii odegrały one nieproporcjonalnie dużą rolę w powstrzymywaniu rosyjskiej agresji. Pokazały też swoją wielką przeżywalność. Mimo tego, że są od początku dla Rosjan priorytetowym celem, udało im się zniszczyć zaledwie dwie, a dwie kolejne uszkodzić.

Polskie siły zbrojne mają już 20 HIMARSów. Rząd Zjednoczonej Prawicy podpisał umowę ramową na zakup 486 kolejnych w ramach ambitnego programu modernizacji sił zbrojnych. Amerykańskie wyrzutnie miały być, w ramach programu Homar-A, umieszczone na podwoziach 6x6 produkcji Jelcza i zintegrowane z polskim systemem kierowania ogniem Topaz. Ich uzupełnieniem miał być program Homar-K, oparty o koreańską wyrzutnię K239 Chunmoo. O tym zamówieniu zrobiło się głośno na całym świecie, bowiem zamówiona przez Polskę liczba Himarsów była większa, niż ich dotychczasowa produkcja.

Pierwsze HIMARSy miały trafić do Polski już w przyszłym roku. Teraz jednak ich pozyskanie stanęło pod znakiem zapytania. Dziennik Rzeczpospolita poinformował, że mimo tego, że od podpisania umowy ramowej minął już rok, negocjacje w sprawie szczegółów jeszcze nie ruszyły. „Aktualnie przygotowywane jest zaproszenie od negocjacji z firmą Lockheed Martin oraz trwają działania związane z pozyskanie elementów systemu dostępnych w formie Foreign Military Sales” - powiedział dziennikarzom Paweł Kłosowski z Agencji Uzbrojenia. Także ludzie związani z ich producentem, koncernem Lockheed Martin, potwierdzili, że na razie w tym temacie nic się nie dzieje. Jeden z oficerów powiedział Rzeczpospolitej, że problemem okazały się pieniądze. „Czekamy na zielone światło z Ministerstwa Finansów” - powiedział. Według szacunków amerykańskiej agencji DSCA, która odpowiada za sprzedaż uzbrojenia sojusznikom, koszt tego zakupu wyniesie maksymalnie 10 mld dolarów, chociaż w praktyce zapewne będzie nieco niższy.

Rządowi nie podoba się także liczba tych wyrzutni. Uważają, że 500 HIMARSów, przy równoczesnym pozyskaniu podobnych systemów z Korei, to zdecydowanie zbyt dużo. Jak informuje Rzeczpospolita, kiedy zaczną się negocjacje, to będą dotyczyły najprawdopodobniej pozyskania zaledwie 126 sztuk. Co więcej, ich dostarczenie się opóźni – pierwsze wyrzutnie nie trafią do Polski w przyszłym roku.

fot. Andrzej Skwarczynski/Fratria

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych

Najczęściej oglądane

Quantcast