Norwegowie też mają swój świąteczny hit w telewizji. Nie uwierzysz, co to jest!

Skandynawski fenomen z duńskich korzeni
Duński „Gang Olsena” wystartował w 1968 roku jako seria o pechowych rabusiach, których plany zawsze kończą się katastrofą. Sukces? Ogromny – Dania była wtedy filmową potęgą, jak podkreśla Jon Selaas, autor książki „Olsenbanden - filmene, menneskene, historiene”.
Norwegowie nie chcieli oglądać kopii i stworzyli własną wersję duńskiego hitu, za którą odpowiadała Teamfilm – niezależna wytwórnia buntująca się przeciw państwowej kontroli kinematografii.
- Robimy filmy na własnych zasadach – mówił Selaas. Rozrywka miała finansować ambitne projekty, ale to gangsterzy stali się gwiazdami.
Kontrowersje i tryumf nad krytykami
Film nie do końca pasował do swoich czasów, bo w latach 70. w Norwegii królowała w kinie lewicowa propaganda: anty-UE, anty-Wietnam.
Reżyser Knut Bohwim, konserwatysta, był outsiderem. Krytycy krzyczeli: „Publiczne pieniądze na bzdury!”. Publiczność zdecydowała jednak inaczej. Najpierw setki tysięcy widzów pojawiły się w kinach, potem królowały kasety VHS i wersja telewizyjna TV.
Aktorzy jak Arve Opsahl (Egon), Sverre Holm (Kjeld) i Carsten Byhring (Benny) stali się ikonami i idealnie wpasowali się w norweską wyobraźnię.
Co mówi serial o Norwegii?
Polacy znają duńską wersję, norweska została lokalna. Co ciekawe, swoją kopię serialu mają też Szwedzi („Jönssonligan”), ale ta jest najmniej popularna i najsłabiej znana ze wszystkich.
Egon w norweskiej wersji serialu jest symbolem swoich czasów: obywatelem drugiej kategorii żyjącym w społeczeństwie, w którym awans społeczny jest trudny, a może nawet niemożliwy. Tamten świat w niczym nie przypomina współczesnej wersji tego kraju. Jest biednie, szaro i liczne są społeczne podziały. Takiej Norwegii już nie ma.
Norweskie święta z „Gangu Olsena” są dla Norwegów niczym kapsuła czasu, trochę śmiechu z nieudolności ekipy nieporadnych gangsterów i odrobina nostalgii za dawną Skandynawią.
źr. wPolsce24 za PAP (Z Oslo Mieszko Czarnecki)











