Rózga dla Tuska? „Salon Dziennikarski” o aferze kryptowalut, bublu MiCA i fatalnym pomyśle na reparacje
Mikołajkowa rózga jako symbol rozliczeń władzy
Debata rozpoczęła się od pozornie lekkiego motywu Mikołajek i pytania, kto w polskiej polityce zasłużył na „rózgę”. Bardzo szybko stało się jednak jasne, że chodzi o coś więcej niż sezonowy rekwizyt.
Publicyści zgodnie wskazali, że największy pęczek rózg należy się Donaldowi Tuskowi. Symboliczna kara ma oznaczać przyszłe rozliczenia władzy, która – zdaniem komentatorów – „co chwilę łamie prawo i konstytucję” oraz traktuje państwo jak pole eksperymentów politycznych.
Na celowniku znaleźli się także inni przedstawiciele obozu rządzącego:
-
minister sprawiedliwości Adam Bodnar oraz Waldemar Żurek – za to, co dzieje się z wymiarem sprawiedliwości i za pogłębiający się chaos w sądach,
-
Szymon Hołownia – którego część komentatorów nie widzi w roli nagradzanego prestiżową funkcją (np. ambasadą w USA czy Watykanie), bo „zawrócił głowę działaczom swojej partii”, a teraz – po odrzuceniu „zamachu stanu” – ma szukać dla siebie „ciepłej posady”.
Rózga staje się tu więc metaforą rozczarowania klasą polityczną i zapowiedzią przyszłych rozliczeń – zarówno za decyzje legislacyjne, jak i za sposób uprawiania polityki.
Tajne posiedzenie Sejmu i „afera kryptowalutowa”
Jednym z najmocniej komentowanych wątków była sprawa kryptowalut i tajne posiedzenie Sejmu, zwołane przez Donalda Tuska. Premier miał zbudować obraz wielkiego zagrożenia, mówiąc o „syndykacie” mafioza, agenta i polityka PiS, domyślnie powiązanym z rosyjskimi służbami.
Z perspektywy uczestników programu, cała operacja miała jednak zupełnie inny cel:
-
być początkiem dużej akcji politycznej i służb specjalnych przeciw szeroko rozumianej prawicy,
-
przykryć fatalną sytuację w ochronie zdrowia,
-
stworzyć „nowe Amber Gold” wymierzone w obóz opozycyjny, które na trwałe „sklei” PiS z Rosją, uniemożliwiając mu powrót do władzy.
Takie granie bezpieczeństwem państwa i służbami specjalnymi nazwano po prostu „szaleństwem” i skrajną nieodpowiedzialnością. Zwrócono uwagę, że tajne procedury zostały użyte w roli narzędzia PR, zamiast służyć realnej ochronie państwa.
Dodatkowym wątkiem stał się incydent z wiceministrem Waldemarem Żurkiem, który – według komentatorów – miał ujawnić treść objętą klauzulą „tajne”, powołując się na słowa marszałka Bosaka. W programie przypomniano, że ujawnienie informacji niejawnych zagrożone jest karą do 5 lat więzienia, co doprowadziło do mocnego sformułowania, że Żurek zachował się jak „przestępca”.
MiCA, prezydenckie weto i „legislacyjny potworek”
Kolejnym punktem sporu była ustawa wdrażająca unijne regulacje MiCA. Rząd Tuska próbował wykorzystać prezydenckie weto jako pałkę propagandową, przedstawiając je jako rzekomą obronę „mafiosów kryptowalutowych” przez głowę państwa. Analiza szczegółów projektu przyniosła jednak zupełnie inny obraz.
Komentatorzy zwrócili uwagę, że:
-
Polska wersja przepisów była „potworkiem legislacyjnym”,
-
w porównaniu z prostymi, krótkimi regulacjami przyjętymi przez sąsiadów (np. w Czechach) – projekt rządu był przeregulowany i nieczytelny,
-
prawnicy cytowani nawet przez media sprzyjające Tuskowi miażdżąco ocenili projekt, wskazując, że wcale nie zapewniał realnego bezpieczeństwa inwestorom, a mógł ich dodatkowo zniechęcić i zdezorientować.
W dyskusji padło także oskarżenie o możliwy lobbing – nadmiernie rozbudowane przepisy miały być korzystne przede wszystkim dla banków walczących z kryptowalutami oraz dla części nadzoru finansowego (KNF), aspirującego do rozszerzenia swoich kompetencji.
W tym ujęciu prezydenckie weto nie było więc kaprysem, lecz reakcją na źle przygotowaną, niebezpieczną ustawę, którą próbowano sprzedać opinii publicznej jako „troskę o bezpieczeństwo obywateli”.
Reparacje wojenne: polityczny strzał w kolano
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych posunięć Donalda Tuska była jego wypowiedź w Berlinie na temat reparacji wojennych. Premier zasugerował, że jeżeli Niemcy nie zdecydują się na jednoznaczną deklarację, Polska rozważy wypłatę odszkodowań ofiarom okupacji niemieckiej… z własnego budżetu.
W „Salonie Dziennikarskim” oceniono to jako modelowy przykład politycznego samobója:
-
Nieudany szantaż moralny – próba postawienia Niemców pod ścianą obróciła się przeciw Polsce, bo w Berlinie słowa Tuska mogły zostać odebrane wręcz jako „dobry pomysł” na zamknięcie tematu.
-
Polityczny infantylizm – komentatorzy mówili wprost o „politycznym frajerstwie”: premier sam pokazał stronie niemieckiej potencjalną ścieżkę „wyjścia” ze sporu reparacyjnego.
-
Gra na interes partii, a nie państwa – ruszenie tematu w tak kuriozalny sposób miało, ich zdaniem, pomóc Tuskowi przesunąć się retorycznie na prawo, przejąć część narracji PiS i odrzucić zarzut całkowitej podległości wobec Berlina.
Zamiast wzmocnić pozycję Polski, ta wypowiedź – w opinii publicystów – osłabiła naszą wiarygodność i dostarczyła niemieckiej stronie argumentu, że to Warszawa sama jest gotowa „załatwić sprawę” wewnętrznie.
Orban, Putin i test dla prezydenta Nawrockiego
Ostatnim ważnym wątkiem był kurs wobec Węgier Viktora Orbána. Prezydent Karol Nawrocki zdecydował się przełożyć lub odwołać osobne spotkanie z Orbanem w Budapeszcie, ograniczając swoją obecność do udziału w szczycie prezydentów państw V4.
Tło tej decyzji jest jednoznaczne: niedawne spotkanie Orbána z Władimirem Putinem, którego w programie nazwano „wojennym zbrodniarzem”.
W dyskusji pojawiły się dwa równoległe wątki:
-
Gest sprzeciwu – decyzja prezydenta uznana została za pragmatyczną i symbolicznie czytelną. Polska pokazuje, że nie akceptuje flirtu z Kremlem i nie chce legitymizować takiej polityki.
-
Ostrzeżenie przed zrywaniem sojuszy – jednocześnie podkreślono, że nie wolno lekkomyślnie palić mostów z Węgrami. W europejskiej układance to wciąż jeden z niewielu krajów, który może być naturalnym sojusznikiem Polski. Dlatego – jak sugerowali publicyści – potrzebna jest polityka twarda wobec prorosyjskich gestów Orbána, ale zarazem świadoma strategicznego znaczenia Budapesztu.
Strategia strachu zamiast odpowiedzialnej polityki?
Z podsumowania debaty w „Salonie Dziennikarskim” wyłania się niezwykle ostry obraz działań rządu Donalda Tuska:
-
sprawa kryptowalut – przedstawiona jako próba zbudowania „nowego Amber Gold” przeciw prawicy, przy użyciu aparatu państwa i służb specjalnych,
-
ustawa MiCA – przykład bublowatego, przeregulowanego prawa, które miało przynieść polityczny efekt propagandowy, a nie realne bezpieczeństwo inwestorom,
-
wypowiedź o reparacjach – polityczny błąd, który bardziej pomaga Niemcom niż Polsce,
-
styl prowadzenia polityki – określany jako skrajnie nieodpowiedzialny, oparty na obsesji zniszczenia opozycji i budowaniu atmosfery strachu.
W komentarzach pojawia się porównanie do logiki „Nerona czy Kaliguli” – przywódcy, który jest gotów „podpalić państwo”, byle tylko zniszczyć przeciwnika i utrzymać władzę.
Na tym tle gesty prezydenta Karola Nawrockiego – od weta wobec MiCA po ostrożną, ale wyraźną reakcję na politykę Orbána – zostały odczytane jako próba obrony elementarnej racji stanu wobec agresywnej, konfrontacyjnej strategii rządu.
Co to jest MiCA?
MiCA to w skrócie nowe unijne „prawo od krypto” – ramowa regulacja rynku kryptoaktywów w całej UE.
MiCA (Markets in Crypto-Assets Regulation / Rozporządzenie w sprawie rynków kryptoaktywów) to rozporządzenie UE, które:
-
wprowadza jednolite zasady dla rynku krypto w całej Unii,
-
obejmuje kryptoaktywa, które nie były wcześniej objęte innymi przepisami finansowymi,
-
reguluje:
-
emitentów tokenów (w tym tzw. asset-referenced tokens i e-money tokens),
-
giełdy, kantory i innych dostawców usług krypto (CASP),
-
-
nakłada obowiązki:
-
przejrzystości i ujawniania informacji (whitepapery, ostrzeżenia o ryzyku),
-
autoryzacji i nadzoru (licencje, nadzór krajowych KNF-ów, ESMA/EBA),
-
ochrony inwestorów (safekeeping, procedury reklamacji, zasady marketingu).
-
źr. wPolsce24








