Fame MMA: od freak fightów do hybrydy. Jak polska federacja buduje widowiska na europejską skalę. Nawrocki w Polsce
Kiedy w 2018 roku w Koszalinie odpalili pierwszą galę, nikt nie miał tabelek z precyzyjnymi predykcjami. Była idea: wprowadzić do oktagonu ludzi, których widzowie znają z ekranów smartfonów, i sprawdzić, czy ta mieszanka da się opakować jak pełnoprawne sportowe widowisko. Wynik? Ponad 70 tysięcy PPV na starcie i od razu sygnał, że narodziła się nowa kategoria. Fame MMA nie chciało być „jedną freakową walką” w sportowym rozkładzie jazdy. Chciało być całą galą zbudowaną wokół konfliktu, emocji i historii. I tę historię — z każdą kolejną odsłoną — dopisywało na naszych oczach.
Dziś federacja określa się mianem „hybrydy”. To słowo nie jest marketingowym ozdobnikiem, tylko skrótem myślowym do szerszej zmiany: mniejsze przyzwolenie na tani skandal, większy nacisk na przygotowanie i poziom sportowy. W oktagonie obok influencerów pojawiają się nazwiska, które fani MMA wymawiają z szacunkiem: Tomasz Adamek, Michał Materla, Roberto Soldić. Owszem, „dym” wciąż jest wartością — bo konflikt buduje ciekawość — ale clou przesuwa się w stronę tego, co dzieje się w klatce. Widzowie dojrzeli. Zaczęli czytać rekordy, patrzą na technikę, wymagają.
Więcej dowiesz się z materiału wideo.
źr. wPolsce24







